...Nie wiem jak Wy, ale ja pomału się rozkręcam po tak długim czasie pozornego nicnierobienia. Wiadomo, jak jest- gdy dzieci są przez dwa tygodnie w domu, człowiek cudów nie zdziała w domu, bo: chcą pomagać w sprzątaniu, gotowaniu i we wszystkim, a efekt jest taki, że wszystko, co zajmuje niewiele czasu , przy udziale dzieci trwa dwa razy dłużej...Weźmy na przykład pieczenie zwykłych muffinek czekoladowych. 15 min przygotowania i maksymalnie 20 min pieczenia. Ale. Gdy towarzyszy mi najmłodsze, pięcioletnie dziecko, czas należy podwoić. Nie narzekam. Dużo się uczą. A ja ćwiczę cierpliwość. A teraz z innej beczki.
Mieszkamy
na Śląsku. Gdy mam zły nastrój, chcę się wynieść z tego
zakurzonego, szarego i śmierdzącego miejsca. Marzę z Mężykiem
o Białym Domku, na wsi, pod lasem... Taaa. A gdy wszystko we mnie
śpiewa radością wielką, to widzę dobre strony mieszkania w tym
szarawym, spalinowym, rozkopanym i astmatycznym miejscu. Jakie? Już
piszę – Blisko wszędzie. Park po nosem. Szkoła i przedszkole po
nosem tudzież. I Biedronka;) Znajomi, przyjaciele, trochę
rodziny... To mało? Czy dużo? Chyba dużo, skoro wciąż tu
jesteśmy... Mam z Czildrensami sporo naszych miejsc. Bardzo często
urządzamy wycieczki, wybieranki nie wiadomo gdzie, pikniki przy
drzewie przy Prawie Lesie, nawet wycieczka do hipermarketu może być
twórcza i kształcąca, jeśli tylko wie się, jak tego dokonać;) …
Ważne
miejsca? Dla każdego z nas inne. Dla Mężyka nasz dom, mieszkanie
Mamy, miejsce, w którym mieszka Babcia. Lubi odwiedzać sklepy z
ekologiczną żywnością, bazarki, na których wciąż można się
targować o najpiękniejsze warzywa...Dla mnie?... Oj, sporo tego. Po
pierwsze- nasz Dom, rzecz jasna. Po następne – Park Ten Co Pod
Nosem, Szkoła Juniora, Przedszkole Klusi, Kościół – mój
Junior i ja zostawiliśmy tam dużo godzin i zostawiamy ich coraz
więcej:), Prawie Las- no, jest coś, co na nazwę Lasu nie
zasługuje, więc Prawie Las niech mu będzie:) , Centrum Handlowe:))
haha, wcale nie jestem zakupoholiczką, później napiszę dlaczego
lubię je odwiedzać:) Dom Kultury – dzięki Władzom miastowym za
ten budynek i Ludzi, którzy w nim pracują:) Dzięki nim moja Klusia
rozwija talent plastyczny:) , Rynek nasz główny – oj, lubię tam
posiedzieć, pogapić się i pomyśleć o wszystkim. Wyłączam się
i myślę jak rozwiązać, pogodzić i naprawić. Karmimy tam
Rycerzy. Tzn. Rycerzy zaczarowanych , zamienionych w gołębie.
Czytałam kiedyś Juniorowi legendy, krakowskie były, i tam właśnie
o krakowskich rycerzach nadarzyło się. Od tegoż momentu nasze
Gołębie są zaczarowane. I dobrze. Trochę magii gdzie się da:)
Gdzie jeszcze uwielbiam przebywać? Biblioteki. Po stokroć. Kocham,
kocham, kocham!!:)) Należymy do trzech:) Nie są wcale blisko
położone naszego Domu, ale to nam w niczym nie przeszkadza, a mnie
w szczególności. Jestem z wykształcenia księgarzem, naprawdę,
szkoda,że nie bibliotekarzem, nieważne:) ważne jest to, że gdy
jestem w bibliotece, to czuję się jak w domu:) Miłe Panie
Bibliotekarki i Bibliotekarzówny znają mnie dobrze, witają z
uśmiechem, miłym słowem i super książkami schowanymi dla mnie:)
Uwielbiam chodzić między półkami, szukać, szperać i myszkować,
czuć radość gdy znajdę książkę, która będzie ważna dla
mnie lub dla Czildrensów... Z każdej biblioteki wynoszę ponad 15
książek:) To dla mnie miły ciężar; ba, ja nawet nie czuję
ciężaru, bo oczyma wyobraźni widzę jak dzieci się nimi cieszą,
jak ja się cieszę:) Czego chcieć więcej? O książkach mogłabym
pisać i pisać... Przedwczoraj przydźwigałam cały plecak pysznych
książek:) Klusia ma ostatnio atak pasji malarskiej, kopiuje obrazy
wielkich mistrzów:) więc naznosiłam do domu albumy z dziełami
malarzy. Kocha Dziewczynę z perłą i Mona Lisę:) Kopiujemy razem.
Wieczorem, w łóżku. Wychodzi różniście, jak na razie Klusia
opatruje swoje dzieła etykietką – GUPJA, moje- ŁADNA. Doszłam
do wniosku, że nie będę kopiować. Ręka mnie będzie bolała
wtedy właśnie. Niech sama kopiuje, może w końcu uda się
namalować coś ŁADNEGO, zamiast GUPJEGO:/
..Ależ
się rozpisałam. Ale to mój konik, zaraz po Czildrensach:) Po
prostu jestem szczęśliwa, że w dobie internetu i telewizji
wszechogarniającej moje dzieci czytają około 15 książek
miesięcznie, mnie nie wyłączając. To jest fajne, to jest miłe i
to rozwija. Same korzyści. Czytanie ze zrozumieniem opanowane,
ortografia opanowana, wyobraźnia rozwinięta , kreatywność
rozbuchana, kultura i emocje na swoim miejscu. Nie twierdzę, że
moje potomstwo wad nie ma. A skąd. Ale światopogląd, priorytety i
empatię mają tak jak trzeba.
…
Oczywiście
oprócz bibliotek, parku i centrum handlowego( oj, miałam
napisać...)lubię też odwiedzać Teściową i Teścia. Tam jest
ciepło, sympatycznie i smacznie. Moja Teściowa ma miłe,
wysprzątane i uporządkowane mieszkanie, pachnące obiadem i
gościnnością. Zawsze dobrze się tam czuję. Czildrensy również.
Bardzo lubię, gdy spotykamy się tam wszyscy, tzn. nasza rodzinka i
rodzinka Siostry Mężyka. Lubię ten gwar, szczęk sztućców,
kopanie pod stołem, wylewanie na obrus i wesołe rozmowy. Fajnie
wtedy jest. Szwagierka ma córkę i bliźniaki. Córcia ma lat10,
niedługo stanie się nastoletnia,oj już współczuję- i jej i
reszcie;), a Bliźniaki – parka półtoraroczna.. . Kocham je
bardzo, kochałam je zawsze, zawsze, bo kochałam je gdy były w
planach jeszcze. Moje Dzieciaki też za nimi przepadają, Córka
Szwagierki kocha nasze, nasze kochają bliźniaki i córkę.
Pogmatwałam. Ale wiadomo o co chodzi:)
To
może ja o tym centrum handlowym... Napiszę, bo zapomnę. Bardzo
lubię z dzieciakami odwiedzać to miejsce. Albo miejsca, bo jest ich
kilka przecież w naszym astmatycznym jak już napisałam, mieście:)
Szczególnie w wakacje bywaliśmy tam często. Wcale nie po to, żeby
robić zakupy. Czasem też się je robiło-przy okazji. Najczęściej
oglądamy. Zamieniamy to, co widzimy, w marzenia. Moje dzieci nie
maja wszystkiego, o nie. Ale uczę je, że mogą mieć to wszystko w
marzeniach. Fajnie jest oglądać zabawki i pisać potem w domu listę
urodzinkową lub mikołajkową. Fajnie jest wybierać prezent dla
Przyjaciela, Cudownie jest dotknąć, pogłaskać, wcisnąć guzik
czy dwa i...odłożyć na półkę. Rozmawiamy o cenach, o
pieniądzach, o tym, że są ludzie bardzo biedni, których nie stać
nawet na najtańszą z tych rzeczy, a także, że bywają tak bogaci,
że mogą mieć to wszystko...
Oglądamy
zwierzątka w sklepie zoologicznym, teraz posiadamy już jedno –
świnkę morską – i marzymy o następnych. Marzymy, bo jak na
razie nie możemy pozwolić sobie na następne. Tak jak i na
dziecko:( … Ech, o tym później:(
...Co
jeszcze robimy w centrum handlowym? Ćwiczymy koordynację na
schodach ruchomych, wybieramy lody, których nie jedliśmy, lub
przeciwnie – ulubione- (Klusia), wymyślamy przy tym nowe,
przedziwne smaki, oglądamy nowości książkowe w księgarni,
zbieramy ulotki przy kasie kinowej – myślimy, co byłoby godne
obejrzenia, a co niekoniecznie, wąchamy potrawy z chińskiej
restauracji ( Junior), wzdychamy głośno przy stoisku z boskimi
goframi ( Senior) i znikamy na długie minuty w sklepie z ciuchami(
Seniorka). Naprawdę, uwierzcie, w centrum handlowym można nieźle
się zabawić, nawet jeśli nie ma się grosza przy duszy. A i tak
bywa.
.Wydaje
mi się, że nadszedł czas, aby przybliżyć nieco nasze Dzieci.
Zacznę standardowo – od najstarszej(wiekiem, ale czy rozumem?)
Seniorka, pierworodna, jest w klasie maturalnej, oczywiście nie robi
to na niej zbyt wielkiego wrażenia; jest- bo być musi. W każdym
razie ma duże zdolności polonistyczne, zamierza studiować
dziennikarstwo i komunikację społeczną. Nie mieszka razem z nami „
nacodziennie”, gdyż wybrała sobie ogólniaka w innym, ościennym
mieście i zamieszkuje u Babci. U mojej mamy. Mieszkają sobie razem
czasem zgodnie, czasem jak kot z myszką, różnie to bywa.O nas
Seniorka przypomina sobie zrywami, nagle, i nie za często –
przecież ma tyyyle spraw na głowie. Mnie się widzi, że ma jedną.
Sprawę. Sprawa ma 20 lat i studiuje kulturoznawstwo. Od roku już są
w burzliwym ale pełnym uczucia związku. Nie wiem, jak im się
ułoży, w każdym razie mam nadzieję, że rzeczywistość nieco ich
zrzuci na ziemię, bo latanie w chmurach nie jest wieczne. Póki co.
...Pomyślicie
sobie pewnie – jakie to zmagania można mieć z 18 letnią
nastolatką? Ano można. Nie fizyczne. Czasem chyba nawet mniej
wykańczające jest bieganie za półtorarocznym dzieckiem przez cały
dzień, niż jedna rozmowa z nastolatką. „ Mamo, jest
koncert....Czy mogłabyś pomóc?” „ Mamo, idziemy na urodziny.
Mogłabyś?” „ Mamo, potrzebuję coś do ubrania( „Coś” nie
kosztuje poniżej 50 zł, pewne jak w banku), mogłabyś wspomóc?”
Itd....
no tak.Na dziś już kończę . Padam na twarz.Pozdrawiam i ślę uśmiechy do Wszystkich...Może kiedyś ktoś zajrzy? Jestem pełna nadziei:) Nie mylić z "przy nadziei":)
To jest Seniorka:)) Pierworodna nasza:) Fajna, nie?:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz