wtorek, 7 stycznia 2014

wielkie zmęczenie

7 styczeń 2014

...Nie wiem jak Wy, ale ja pomału się rozkręcam po tak długim czasie pozornego nicnierobienia. Wiadomo, jak jest- gdy dzieci są przez dwa tygodnie w domu, człowiek cudów nie zdziała w domu, bo: chcą pomagać w sprzątaniu, gotowaniu i we wszystkim, a efekt jest taki, że wszystko, co zajmuje niewiele czasu , przy udziale dzieci trwa dwa razy dłużej...Weźmy na przykład pieczenie zwykłych muffinek czekoladowych. 15 min przygotowania i maksymalnie 20 min pieczenia. Ale. Gdy towarzyszy mi najmłodsze, pięcioletnie dziecko, czas należy podwoić. Nie narzekam. Dużo się uczą. A ja ćwiczę cierpliwość. A teraz z innej beczki.

Mieszkamy na Śląsku. Gdy mam zły nastrój, chcę się wynieść z tego zakurzonego, szarego i śmierdzącego miejsca. Marzę z Mężykiem o Białym Domku, na wsi, pod lasem... Taaa. A gdy wszystko we mnie śpiewa radością wielką, to widzę dobre strony mieszkania w tym szarawym, spalinowym, rozkopanym i astmatycznym miejscu. Jakie? Już piszę – Blisko wszędzie. Park po nosem. Szkoła i przedszkole po nosem tudzież. I Biedronka;) Znajomi, przyjaciele, trochę rodziny... To mało? Czy dużo? Chyba dużo, skoro wciąż tu jesteśmy... Mam z Czildrensami sporo naszych miejsc. Bardzo często urządzamy wycieczki, wybieranki nie wiadomo gdzie, pikniki przy drzewie przy Prawie Lesie, nawet wycieczka do hipermarketu może być twórcza i kształcąca, jeśli tylko wie się, jak tego dokonać;) …
Ważne miejsca? Dla każdego z nas inne. Dla Mężyka nasz dom, mieszkanie Mamy, miejsce, w którym mieszka Babcia. Lubi odwiedzać sklepy z ekologiczną żywnością, bazarki, na których wciąż można się targować o najpiękniejsze warzywa...Dla mnie?... Oj, sporo tego. Po pierwsze- nasz Dom, rzecz jasna. Po następne – Park Ten Co Pod Nosem, Szkoła Juniora, Przedszkole Klusi, Kościół – mój Junior i ja zostawiliśmy tam dużo godzin i zostawiamy ich coraz więcej:), Prawie Las- no, jest coś, co na nazwę Lasu nie zasługuje, więc Prawie Las niech mu będzie:) , Centrum Handlowe:)) haha, wcale nie jestem zakupoholiczką, później napiszę dlaczego lubię je odwiedzać:) Dom Kultury – dzięki Władzom miastowym za ten budynek i Ludzi, którzy w nim pracują:) Dzięki nim moja Klusia rozwija talent plastyczny:) , Rynek nasz główny – oj, lubię tam posiedzieć, pogapić się i pomyśleć o wszystkim. Wyłączam się i myślę jak rozwiązać, pogodzić i naprawić. Karmimy tam Rycerzy. Tzn. Rycerzy zaczarowanych , zamienionych w gołębie. Czytałam kiedyś Juniorowi legendy, krakowskie były, i tam właśnie o krakowskich rycerzach nadarzyło się. Od tegoż momentu nasze Gołębie są zaczarowane. I dobrze. Trochę magii gdzie się da:) Gdzie jeszcze uwielbiam przebywać? Biblioteki. Po stokroć. Kocham, kocham, kocham!!:)) Należymy do trzech:) Nie są wcale blisko położone naszego Domu, ale to nam w niczym nie przeszkadza, a mnie w szczególności. Jestem z wykształcenia księgarzem, naprawdę, szkoda,że nie bibliotekarzem, nieważne:) ważne jest to, że gdy jestem w bibliotece, to czuję się jak w domu:) Miłe Panie Bibliotekarki i Bibliotekarzówny znają mnie dobrze, witają z uśmiechem, miłym słowem i super książkami schowanymi dla mnie:) Uwielbiam chodzić między półkami, szukać, szperać i myszkować, czuć radość gdy znajdę książkę, która będzie ważna dla mnie lub dla Czildrensów... Z każdej biblioteki wynoszę ponad 15 książek:) To dla mnie miły ciężar; ba, ja nawet nie czuję ciężaru, bo oczyma wyobraźni widzę jak dzieci się nimi cieszą, jak ja się cieszę:) Czego chcieć więcej? O książkach mogłabym pisać i pisać... Przedwczoraj przydźwigałam cały plecak pysznych książek:) Klusia ma ostatnio atak pasji malarskiej, kopiuje obrazy wielkich mistrzów:) więc naznosiłam do domu albumy z dziełami malarzy. Kocha Dziewczynę z perłą i Mona Lisę:) Kopiujemy razem. Wieczorem, w łóżku. Wychodzi różniście, jak na razie Klusia opatruje swoje dzieła etykietką – GUPJA, moje- ŁADNA. Doszłam do wniosku, że nie będę kopiować. Ręka mnie będzie bolała wtedy właśnie. Niech sama kopiuje, może w końcu uda się namalować coś ŁADNEGO, zamiast GUPJEGO:/

 
..Ależ się rozpisałam. Ale to mój konik, zaraz po Czildrensach:) Po prostu jestem szczęśliwa, że w dobie internetu i telewizji wszechogarniającej moje dzieci czytają około 15 książek miesięcznie, mnie nie wyłączając. To jest fajne, to jest miłe i to rozwija. Same korzyści. Czytanie ze zrozumieniem opanowane, ortografia opanowana, wyobraźnia rozwinięta , kreatywność rozbuchana, kultura i emocje na swoim miejscu. Nie twierdzę, że moje potomstwo wad nie ma. A skąd. Ale światopogląd, priorytety i empatię mają tak jak trzeba.

 
Oczywiście oprócz bibliotek, parku i centrum handlowego( oj, miałam napisać...)lubię też odwiedzać Teściową i Teścia. Tam jest ciepło, sympatycznie i smacznie. Moja Teściowa ma miłe, wysprzątane i uporządkowane mieszkanie, pachnące obiadem i gościnnością. Zawsze dobrze się tam czuję. Czildrensy również. Bardzo lubię, gdy spotykamy się tam wszyscy, tzn. nasza rodzinka i rodzinka Siostry Mężyka. Lubię ten gwar, szczęk sztućców, kopanie pod stołem, wylewanie na obrus i wesołe rozmowy. Fajnie wtedy jest. Szwagierka ma córkę i bliźniaki. Córcia ma lat10, niedługo stanie się nastoletnia,oj już współczuję- i jej i reszcie;), a Bliźniaki – parka półtoraroczna.. . Kocham je bardzo, kochałam je zawsze, zawsze, bo kochałam je gdy były w planach jeszcze. Moje Dzieciaki też za nimi przepadają, Córka Szwagierki kocha nasze, nasze kochają bliźniaki i córkę. Pogmatwałam. Ale wiadomo o co chodzi:)

 
To może ja o tym centrum handlowym... Napiszę, bo zapomnę. Bardzo lubię z dzieciakami odwiedzać to miejsce. Albo miejsca, bo jest ich kilka przecież w naszym astmatycznym jak już napisałam, mieście:) Szczególnie w wakacje bywaliśmy tam często. Wcale nie po to, żeby robić zakupy. Czasem też się je robiło-przy okazji. Najczęściej oglądamy. Zamieniamy to, co widzimy, w marzenia. Moje dzieci nie maja wszystkiego, o nie. Ale uczę je, że mogą mieć to wszystko w marzeniach. Fajnie jest oglądać zabawki i pisać potem w domu listę urodzinkową lub mikołajkową. Fajnie jest wybierać prezent dla Przyjaciela, Cudownie jest dotknąć, pogłaskać, wcisnąć guzik czy dwa i...odłożyć na półkę. Rozmawiamy o cenach, o pieniądzach, o tym, że są ludzie bardzo biedni, których nie stać nawet na najtańszą z tych rzeczy, a także, że bywają tak bogaci, że mogą mieć to wszystko...
Oglądamy zwierzątka w sklepie zoologicznym, teraz posiadamy już jedno – świnkę morską – i marzymy o następnych. Marzymy, bo jak na razie nie możemy pozwolić sobie na następne. Tak jak i na dziecko:( … Ech, o tym później:(
...Co jeszcze robimy w centrum handlowym? Ćwiczymy koordynację na schodach ruchomych, wybieramy lody, których nie jedliśmy, lub przeciwnie – ulubione- (Klusia), wymyślamy przy tym nowe, przedziwne smaki, oglądamy nowości książkowe w księgarni, zbieramy ulotki przy kasie kinowej – myślimy, co byłoby godne obejrzenia, a co niekoniecznie, wąchamy potrawy z chińskiej restauracji ( Junior), wzdychamy głośno przy stoisku z boskimi goframi ( Senior) i znikamy na długie minuty w sklepie z ciuchami( Seniorka). Naprawdę, uwierzcie, w centrum handlowym można nieźle się zabawić, nawet jeśli nie ma się grosza przy duszy. A i tak bywa.


 
.Wydaje mi się, że nadszedł czas, aby przybliżyć nieco nasze Dzieci. Zacznę standardowo – od najstarszej(wiekiem, ale czy rozumem?) Seniorka, pierworodna, jest w klasie maturalnej, oczywiście nie robi to na niej zbyt wielkiego wrażenia; jest- bo być musi. W każdym razie ma duże zdolności polonistyczne, zamierza studiować dziennikarstwo i komunikację społeczną. Nie mieszka razem z nami „ nacodziennie”, gdyż wybrała sobie ogólniaka w innym, ościennym mieście i zamieszkuje u Babci. U mojej mamy. Mieszkają sobie razem czasem zgodnie, czasem jak kot z myszką, różnie to bywa.O nas Seniorka przypomina sobie zrywami, nagle, i nie za często – przecież ma tyyyle spraw na głowie. Mnie się widzi, że ma jedną. Sprawę. Sprawa ma 20 lat i studiuje kulturoznawstwo. Od roku już są w burzliwym ale pełnym uczucia związku. Nie wiem, jak im się ułoży, w każdym razie mam nadzieję, że rzeczywistość nieco ich zrzuci na ziemię, bo latanie w chmurach nie jest wieczne. Póki co.
...Pomyślicie sobie pewnie – jakie to zmagania można mieć z 18 letnią nastolatką? Ano można. Nie fizyczne. Czasem chyba nawet mniej wykańczające jest bieganie za półtorarocznym dzieckiem przez cały dzień, niż jedna rozmowa z nastolatką. „ Mamo, jest koncert....Czy mogłabyś pomóc?” „ Mamo, idziemy na urodziny. Mogłabyś?” „ Mamo, potrzebuję coś do ubrania( „Coś” nie kosztuje poniżej 50 zł, pewne jak w banku), mogłabyś wspomóc?” Itd....

no tak.Na dziś już kończę . Padam na twarz.Pozdrawiam i ślę uśmiechy do Wszystkich...Może kiedyś ktoś zajrzy? Jestem pełna nadziei:) Nie mylić z "przy nadziei":)
To jest Seniorka:)) Pierworodna nasza:) Fajna, nie?:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz